czwartek, 30 września 2010

Part one.

Sama idea pisania bloga zrodziła się w naszych głowach z czystej nudy- z leniwych godzin spędzonych w akademiku i ze spacerów w poszukiwaniu nowych skrótów (które później okazywały się drogą turbo okrężną albo ślepą uliczką). Dorota wzięła sprawy w swoje ręce i tak właśnie narodziło się nasze pierwsze, ledwo raczkujące jeszcze dziecko- http://intotheusti.blogspot.com/. Karmimy je najlepiej jak możemy- pichcimy teksty ze świeżych wydarzeń i sporządzamy mnóstwo zdjęć. Wszystko to robimy dla Was- cobyście wiedzieli, że jakoś sobie tu radzimy, odżywiamy się zdrowo, uczymy się pilnie i NUDZIE mówimy NIE-E. Trudno zresztą mówić o nudzie, gdy tyle się dzieje!
Znacie czwarte imię Doris? Nie? To poznajcie: Lekcja druga, przedmiot metodyka. Nasza obecność wzbudza spore zainteresowanie. Żadna z nas nie zna czeskiego na tyle żeby posługiwać się nim w jakikolwiek sposób, ale słuchanie wychodzi nam coraz lepiej. Na pytanie 'jak macie na imię?' (zadane of kors w języku czeskim) Doris z charakterystycznym dla siebie entuzjazmem wykrzykuje: BYDGOSZCZ! BYDGOSZCZ!.

Przez całe zajęcia przewija się słowo NASTRÓJ (pada ze 30 razy). Myślę sobie- fajnie- Czesi są tacy emocjonalni, potrafią nazywać swoje uczucia, ciągle tylko ten nastrój i nastrój. Trochę jednak za dużo tej namiętności i empatii, ileż można prawić o nastrojach? Na wszelki wypadek zaglądamy do słownika: rzeczony nastrój okazuje się być INSTRUMENTEM.

W gabinecie dyrektora instytutu nie możemy znaleźć czeskich przedmiotów, które odpowiadałyby naszym polskim. Zdając sobie sprawę, że i tak nikt tu nie rozumie naszej wybujałej polszczyzny mówię na głos: 'NIECH SOBIE SAMI POSZUKAJĄ!' na co wszyscy reagują śmiechem i klepią mnie po plecach. Nie wiem o co chodzi, zasięgam więc opinii u samego źródła i otwarcie pytam co spowodowało ten żywy entuzjazm. Nasza tutor (opiekunka i tłumaczka w jednym) wyjaśnia, że słowo SZUKAĆ w języku czeskim oznacza tyle co nasze "uprawiać sex" (tyle, że bardziej kolokwialnie).

První den na vysoké škole

I zaczęło się. Odkąd przyjechałyśmy cały czas padało. Przepowiedziałam prognozę na dziś lepiej niż meteorlodzy: słońce wyszło, gdy my ruszyłyśmy na pierwsze zajęcia (może to jakiś dobry znak ;) Tak więc na dobry początek technologia informacyjna w muzyce o 8:00. Sala dobrze wyposażona - każdy miał swój komuter z internetem. Może nawet i lepiej, że nic nie rozumiałam, bo bym się tylko przeraziła tą godzinną gadaniną. Dobrze, że zawsze można wejść na facebooka, gdy internet pod ręką =) Później się trochę skompromitowałam...ale to pewnie Ola już opowie. Najważniejsza rzecz: zapisałyśmy się na stołówkę! I wykupując kartę - jak do bankomatu - na obiad (nowoczesność - wszystko na karty - już mi się w porfelu nie mieszczą!) poznałyśmy Polkę mieszkającą tu już 36 lat, która wszystko z radością nam wytłumaczyła. Nareszczie trochę polskości. Ale okazało się, że trzeba zamawiać obiad dzień wcześniej, więc dzisiejszy nam przepad. Na szczęście miałyśmy składniki na naszą magiczną, niepowtarzalną ZapiekankĘ MakaronowĄ!!!
Mniam =D
A oto utwór, który dziś poznałyśmy:

środa, 29 września 2010

Into the Usti...



Erasmus.
Dostajesz kasę, jedziesz ...

Jedziesz z nami? Zapraszamy na przejażdżkę do Usti!
Dorota i Ola